na których noże zostawiły ślady swego okrucieństwa. Wyglądały one jak pokiereszowani starzy żołnierze, nie należący nawet do jednego pułku. Musiano się sztukować głębokiemi, w niedostatku płaskich, a zbierana drużyna, poczynając od starej saskiej porcelany, z dziurkami na brzeżkach i kwiatkami zwiędłemi na łonie — kończyła się fajansem, który chorował na żółtaczkę. Kalibry były rozmaite. Łyżka srebrna prawdziwa pozostała tylko jedna dla starościny, reszta była pobielana i miejscami wyżółkła. Karafka jedna bez korka, którą na ten dzień piaskiem wymyto — i szklanek trzy, z których jedna rznięta, a dwie zielonkowate, dopełniały biednego kredensu pani Piotruskiej. Noże i widelce żelazne, solniczka fajansowa z głową lewka, bardzo smutną, wszystko to, ustawione na tacy czarnej, czekało chwili, gdy kotlety będą gotowe. Z temi obrachowała się Piotruska na trzy osoby, gdyż starościna nigdy nie jadała wieczerzy — ale rachunek jej popsuł ksiądz wikary. Ten tak się zagadał, że ani myśleć było można, by sobie przypomniał, że nie powinien objadać biedaków. Wieczerzę trzeba było dać, bądź co bądź, i jego na nią poprosić. Musiała więc dwa kotlety dorobić klucznica, kaszkę zostawiając do sumiennego podziału pomiędzy konsumentów. Dla wikarego potrzeba też było coś dać, oprócz wody; musiała więc posłać po butelkę piwa. Wydatek był stosunkowo wielki. Sposępniała biedna Piotruska. Ona sama ograniczała się kawałkiem chleba, resztką, jeśli, jaka została, i kawą drugi raz z fusów przyrządzoną, bez cukru. A od czegoż Pan Bóg stworzył kartofle, które, choć nie karmią, przynajmniej o głodzie zapomnieć dopomagają?
Gdy się to działo, naprzeciwko w pokoju żywa rozmowa zajmowała wszystkich. Dla panny Cecylji, po sześciu latach niebytności, wszystko tu było nowe. Dowiadywała się o losach ludzi, z których wielu poszło spocząć na mogiłki, inni rozpierzchli się po świecie, a reszta zmieniła się w różny sposób. Mówiąc, Ce-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Resurrecturi.djvu/88
Ta strona została skorygowana.