Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Resurrecturi.djvu/90

Ta strona została skorygowana.

karafka owa... czyniły na niej wrażenie bolesne. Na łzy się jej zbierało. Były to rzeczy drobne napozór, nic nieznaczące, a przecież dowodzące jakiegoś rozprzężenia, jakiejś rezygnacji, która już żadnego nie widziała ratunku.
Wikary dojrzał butelki z piwem, domyślił się, że była na jego intencję przyniesiona, wziął na stronę Piotruską i dał jej za to burę. Ten epizod także nie uszedł oka przybyłej.
Wyjąwszy to, że kotlety były przysmalone, wieczerza czyniła honor poczciwej Piotruskiej, a chłopcy zmietli ją do ostatniej kruszynki, podsitniemu nawet chlebowi nie przebaczywszy. Apetyt ich młodzieńczy świadczył o zdrowiu doskonałem. Piotruska czasem znajdowała go nienaturalnym.
W czasie wieczerzy, w drugim końcu salki, starościna, pozostawszy w fotelu swoim wsparta na ręku, przypatrywała się Cecylji. Musiało ją uderzyć, jak się to zjawisko wśród tego otoczenia wydawało dziwne, obce, niby spadłe z wysokości. Pomyślała może: — Jak ona tu wyżyje z nami? — i otarła łzę, której nikt nie zobaczył.
Zaraz potem ks. wikary, w wyśmienitym humorze, wstał, aby wracać na plebanję, bo i tak się już był zabawił zbyt długo. Babci czas było do snu i pacierzy; Cesię też, która w drodze niebardzo miała czas spocząć, chciano odprowadzić do jej pokoju. Chłopcy potem, przeprowadzając wikarego, wylecieli jeszcze używać wieczora na wolnem powietrzu.
Gdy panna Cecylja znalazła się sama, padła zrazu napół omdlała na kanapkę. Długi wysiłek znużył ją niezmiernie, wstrzymywane łzy pociekły... zasłoniła oczy i siedziała tak w rodzaju osłupienia, aż otwierające się drzwi i wnijście starej sługi, wziętej z Warszawy, przebudziło ją z tego stanu.
Ta kobieta, polecona jej, jako wierna i uczciwa, już w podróży okazała się za stara do zniesienia niewygód i zbyt nawykła do miejskiego życia. Miała ser-