Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Resurrecturi.djvu/93

Ta strona została skorygowana.

przybyciu do rodziny. Pamiętała i wiedziała, co ją tu czekało; przecież rzeczywistość przeszła oczekiwanie: stawała tak groźną, tak niepokonanie straszną, że się pytała siebie panna Cecylja, czy znajdzie siły, by jej podołać. Zkolei ta moralnie sparaliżowana i obezwładniona babka, ci roztrzepani braciszkowie, ten byt rozpaczliwy, przed którym żadnej nie było nadziei, na myśl się nastręczały.
Hrabia, którego odtrąciła, którego miłość była obrażająca, stawił się jej na oczy jako wspomnienie, jako ratunek. Mogła poświęcić siebie, aby ocalić swoich.
Na samą jednak myśl tę, wzdrygnąwszy się, odskoczyła od okna... Nigdy! — zawołała sama do siebie. — Kocham ich, ale czci mojej nie oddam nawet dla ocalenia rodziny. Bóg dobry... znajdziemy inne środki.
Ręce złożywszy, głowę na nich oparła i modliła się, czy myślała długo. Na niebie brzask wczesnego dnia wiosennego już się widzieć dawał, gdy przymknęła okno i rozebrawszy się prędko, rzuciła znużona na łóżko.
Ktoby ją nazajutrz rano zobaczył, dobywającą sukienek z kufra, krzątającą się około ubrania, zajętą uporządkowaniem pokoju, spokojną, wypogodzoną, prawie wesołą, aniby się domyślił tej nocy we łzach, napół bezsennej. Trochę nabrzmiałe i zarumienione powieki można było wziąć za skutek podróży, pyłu i znużenia. Szymonowa, rozespana, nierychło pomagać jej przyszła. Starościna u siebie mówiła pacierze, Piotruska zaś, która kręcąc się około okna, postrzegła, że panienka wstała, przyszła jej ofiarować kawę. Z pieniędzy Szmula zapas już był kupiony i cukier, choć nie rafinat, ale jakoś uchodzący.
Potrzebowała też stara klucznica, na cztery oczy, pókiby chłopcy nie powstawali, rozmówić się trochę z panienką, czego Cecylja wcale nie unikała. Szymonowa domyśliła się tego i wysunęła dyskretnie.