— Dla czego? dla oklasku? — rzekł Piętka.
— A! jeśli chcesz, to i oklask cóś wart — mówił Płocki, to siła i kapitał! Oklaskiem gardzić nie należy. Zdobywa się tłumy i kieruje niemi, to jest zużytkowuje dla siebie, ale oklask nie celem być powinien, tylko narzędziem i środkiem.
— Cóż celem? badał zimno gość.
— Panowanie, siła, władza, — kto panuje, to nie służy.
— A któż panuje? badał ciekawy psycholog.
— Kto zna głębiny ludzkiéj głupoty bezdenne... zamknął Płocki. Z tym systematem wyjeżdżałem z kraju i powrócę do niego. Tylko nie myśl, dodał, by to, co z sobą mówimy we cztéry oczy, miało się trąbić na dachach... Dla tłumu będę szarym i bezbarwnym, jak on, surowym, filantropem, gotowym do ofiar, ulegającym przyjętym fikcyjom i t. d. i t. d.
— Dosyć! dosyć! — przerwał Piętka zimno, jestto w istocie druga edycyja naszéj rozmowy przy ponczu! Connu! Connu! Życzę ci tyle szczęścia w praktyce, ile masz uporu w teoryi. I kiedyż miasto nasze ujrzy cię?
Na to pytanie Płocki się zawahał z odpowiedzią.
— Zdaje mi się, że przyjadę wkrótce, jednakże to zależy... Chcę przybyć i wystąpić w pewnych warunkach, często cała rola zależy od tego, by się artysta nie potknął, gdy z zakulisów wychodzi. Zatem zobaczymy...
— Tu się zaczyna tajemnica, roześmiał się
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Roboty i prace.djvu/102
Ta strona została uwierzytelniona.