Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Roboty i prace.djvu/118

Ta strona została uwierzytelniona.

tanki, wiele jednak z tych osób bywało w innych sferach, przelatywało, jak komety w drugie światy — i... i mogło posłyszany sarkazm lub szyderstwo pocichu powtórzyć z imieniem autora. Był więc między młotem i kowadłem. Chcąc się podobać hrabinie, ośmiéwać musiał wszystko — a rozgłos téj rozmowy wieczornéj mógł mu potem wielce szkodzić. Lecz od czegoż ludzie rodzą się wirtuozami.
Taki mistrz słowa pianissimo przelatuje po klawiszach, gdy mu potrzeba, by najwprawniejsze ucho połamanego akordu niechwyciło.
Pan Lucyjan rozpoczął.
— Stawi mnie pani hrabina w najtrudniejszém położeniu — są organizacyje skomplikowane, które niewielą słowy opisać się nie dają, są fakty, których najdelikatniejsze cieniowanie stanowi charakter. Badacz, naturalista, sprawozdawca znajduje się w najtrudniejszém w świecie położeniu, gdy mu przychodzi opisać, co pochwycił w mgnieniu oka, a co w nim rozkłada się analizą na nierozwikłaną siéć szczegółów.
A! cóż za gmatwanina! w istocie nierozwikłana! roześmiała się hrabina, niecierpliwisz pan tą przedmową... fakty nam dawaj... Wyrzecz się téj kokieteryi ładnych panien, które, mając wyjść do salonu, zaczynają od bolesnych narzekań na swe ubranie. Rachuj téż na słuchaczów inteligentnych, którzy cóś dośpiéwają w duszy.
Lucyjan popatrzał w dno kapelusza, na którym