Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Roboty i prace.djvu/123

Ta strona została uwierzytelniona.

natychmiast od krzesła, jakby unikał wszelkiéj polemiki z hrabiną.
W istocie podniosła oczy wyrocznia na śmiałka, który głosił zasady tak zgubne, ale go już przed sobą nie znalazła. Skrył się zaraz w kątku, gdzie bardzo pilnie rozpatrywał się w jakiéjś mniemanéj starożytności pompejańskiéj, świéżuteńko sfabrykowanéj w Berlinie.
— Hrabia Adam poruszył kwestyją wielkiéj doniosłości, odezwała się wyrocznia, poprawiając robotę na kolanach, lecz rozwiązanie jéj polega podobno na tém, czy mamy jeszcze w sobie siłę absorbowania czegokolwiek, czy elementy, którebyśmy pochłonąć mogli, przyswoimy sobie, lub, jak niektóre żarłoczne a słabe stworzenia, padniemy ich ofiarą, choć się nam zdawać będzie, żeśmy je zjedli.
— Jestto kwestyja żołądkowa, któréj ja nie podejmuję się rozwiązywać, cicho zakończył pan Lucyjan.
Hrabia Adam podniósł oczy, popatrzał na hrabinę, nie odpowiedział nic i powrócił do starożytności znowu. Trafiało mu się to często, gdy chciał uniknąć polemiki, która do niczego nie prowadziła. W téjże chwili zbliżył się do właściciela jakiegoś fabrycznego zakładu i począł z nim mówić o rzemieślnikach.
W kółku kobiét zaczęto rozpytywać o szczegóły toalety saméj pani, o służbę domu, nawet o sposób podania herbaty. Panie zwykły z tych drobnostek czynić dyjagnozę osób, których nie