Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Roboty i prace.djvu/127

Ta strona została uwierzytelniona.

Ruszył na to ramionami Piętka.
— Miéj mnie za wytłumaczonego, rzekł, mało mam czasu a roboty wiele. Wieczorami idę gdzieś odetchnąć swobodniéj. W domu twoim bywają teraz ludzie inne stanowisko zajmujący w społeczeństwie, dla których ja nie byłbym zabawnym, a oni dla mnie także. I gatunek ten i egzemplarze są mi bardzo dobrze znane.
— Jużciż pozwól, że salon więcéj jest zawsze zajmujący, niż knajpa! rzekł Płocki.
— Przepraszam cię, odparł Piętka, to, co mówisz, dowodzi, że nigdy nie żyłeś z mikrologami i anatomami... Oni wprzódy nim sér wezmą pod mikroskop, dają mu przegnić, a najbardziéj zajmujące istoty znajdują w kale... Ja trochę jestem, jak oni.
To mówiąc, prędko pożegnał go Piętka, a Płocki powrócił do domu, rozmyślając, jakimby sposobem mógł go nieznacznie przyciągnąć. Miał teraz ku temu powód jeszcze ważniejszy. Piętka, człowiek bardzo zdolny, był właśnie w usługach przedsiębierstwa, które do pewnego stopnia rywalizowało z Płockim. Nie było to jeszcze głośno objawione współzawodnictwo, lecz dom znaczny, dawniejszy, wpływowy, z którym walka zdawała się Płockiemu konieczną, bo połączenie się było niepodobném.
Pan Julijusz odrazu radby był pochłonąć lub poodpychać wszystkich, ażeby zostać sam jeden lub przynajmniéj stanąć górą. Pierwszém więc zadaniem dlań było nieznacznie siły współzawo-