Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Roboty i prace.djvu/133

Ta strona została uwierzytelniona.

odezwał się Piętka, ale nie pochwalam. Możesz iść z nim razem... chętnie ci poda rękę...
— Nie! nie! nie! ale dosyć o tém, a raczéj zanadto! zawołał Płocki. Stanowisko, które on zdobył, ja muszę osiągnąć...
Per fas et nefas? spytał Piętka...
— Środki? co znaczą środki! zaśmiał się Płocki. Jezuici byli ludzie rozumni — cel jest wszystkiém...
Byłby może więcéj jeszcze jaką powiedział niedorzeczność, gdyby właśnie w téj chwili szmer nie powstał na sali. Piérwszy orator, mający wnieść zdrowie jubilata, powstał zwolna z kielichem w ręku... runęły krzesła, podnieśli się biesiadnicy, i po krótkiém zamieszaniu a wrzawie, nastąpiła cisza oczekiwania.
Stary profesor miał minę skazanego, stojącego pod pręgierzem...
Orator rozpoczął swój Spech. Kto jeden raz w życiu słyszał taką mowę, porównał z nią następne, wié, że są wszystkie na jeden sposób, w jednéj formie stereotypowéj ulane...
Różnią się tém tylko, że są jak ciastka na rozmaitych zapachach wanilii, cytryny, cynamonu, bobkowych liści i pomarańczowego kwiatu pieczone, autor nadaje im wonie różne według potrzeby.
Jeżeli jubilat zajmował się nauką, wynosi się znaczenie jéj dla ludzkości i dla kraju, wielkość posłannictwa i t. p.; jeżeli urzędował, sławi się