Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Roboty i prace.djvu/139

Ta strona została uwierzytelniona.

mówił, że go nienawidził, zaręczał o czci i uszanowaniu, księciu Nestorowi wynurzył dozgonną wdzięczność, eksministra zdziwił dokładną nader znajomością jego zasług dla kraju, których ludzie tępi i zacofani ani dojrzéć, ani ocenić nie umieli i t. p. Umiał tak sobie pozyskać wszystkich. A gdy pewien wesoły księgarz wniósł jakąś składkę na stypendyjum, Płocki, puściwszy przodem innych, przysłuchując się cyfrom, obrachował się, aby sponte, niby nie wiedząc, co kto dał, zapisać się z sumą większą, niż wszyscy...
Szmerem sympatyi powitano gorące to jego wystąpienie, w którém rachuby nikt się nie domyślał...
Tak interesa swe skutecznie tym obiadem podźwignąwszy, Płocki, rad z siebie, wymknął się ku domowi, a towarzystwo powoli napływać zaczęło, zostawiając tylko przy stolikach wista zwykłych gości powszednich.
Piętka z dziwném uczuciem, pociągnął zamyślony ku swéj kawalerskiéj kwaterze.
Nadszedł ów zapowiedziany czwartek.
Przed godziną piątą gospodarz domu był w saloniku swym, rozliczając, jak mu wypadało przyjąć dawnego towarzysza, jakim tonem, rozmową, obejściem... Wybiérając z dwojga między skromném a dobroduszném przyjęciem, a pańską nieco prozopopeją, z pewnych sobie wiadomych względów przeniósł ostatnią.
Ponieważ żona, jak wszystko, co otaczało tego człowieka, musiała ściśle spełniać jego rozkazy,