Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Roboty i prace.djvu/14

Ta strona została uwierzytelniona.

gał wkoło: — słowem... o wszystkiém, czém ta cząstka towarzystwa żyła w niedostatku pracy i zajęć poważniejszych.
Tu było można mówić, — w pewnych przynajmniéj godzinach, — bez obawy kompromitacyi o innych warstwach społeczeństwa, które stały zdala od salonu... a choćby chwilowo doń zaglądały, nie mieszały się nigdy chemicznie z tutejszemi żywiołami, choć z niemi wychowaniem, wpływami, majątkami mogły walczyć o lepszą. Autochtoni tego salonu patrzyli na wędrowców wylądowujących na tę wyspę z pewnym rodzajem chłodnéj pogardy... Ludzie pracy tolerowani byli wprawdzie — lecz trzymani zdala. Jedyny może wyjątek stanowił hrabia Adam, który téż przychodził rzadko, stał najczęściéj, jak teraz, milczący, przepatrujący pochwyconą w kątku książkę, i odchodził spełniwszy, co się zwało obowiązkiem przyzwoitości... Hrabia Adam szanował tradycyje nawet salonowe...
Salon był duchem i charakterem przeważnie arystokratyczny: — było to owo miłe ustronie, w którém uchodziło bezkarnie mówić dowcipne rzeczy niestworzone i wyśmiéwać się z wyszukanych zręcznie śmiészności ludzi, nie mających ani czasu, ani ochoty do dziecinnych form przywiązywać jakąś wagę. Hrabia Adam, który od nikogo nie stronił, żył ze wszystkiemi, obracał się z równą łatwością w każdém kole, — na ironiczne sarkazmy czasem się uśmiéchał, gdy się w nim pańska żyłka odezwała, — częściéj ich nie słuchał...