Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Roboty i prace.djvu/142

Ta strona została uwierzytelniona.

Płocki był, czem chciał, mienił się, jak kameleon; Werndorf mógł być tylko sobą. Dla pilnego postrzegacza typ to był nadzwyczaj zajmujący. Słysząc o nim, o jego wielkich i szczęśliwych przedsiębierstwach, o przenikliwości i rozumie, o kolosalnéj fortunie, jaką winien był sam sobie, można go sobie było wystawiać więcéj skomplikowanym, przebieglejszym, dyplomatą, naturą jakąś szczególniéj do walki uorganizowaną; natomiast był to człowiek prostoty pełen, niemal dobroduszny i łatwy w obejściu... Czoło świadczyło o inteligencyi, oczy i twarz jaśniała rozumem, w obejściu się tylko znać było, że się czuł do niezawisłości, jaką mu dawało imię i majątek, a ludzi ważył nie ich położeniem towarzyskiém, ale wartością wewnętrzną.
Człowiek ten, jakieśmy powiedzieli, wszystko był winien sam sobie, wykształcenie, majątek, nieskalaną reputacyją, i szacunek ogólny, jakiego używał, miał téż prawo ufać nieco siłom własnym, i to się w nim przebijało.
W obec niego małym jakimś, przybitym i drobnym wydawał się Płocki. Piętka, porównywając ich, uderzony był różnicą dwu typów, z których pierwszy wyrażał zdrową siłę, drugi skrytą przebiegłość.
— Zaprawdę, rzekł w duchu, jeśli przyjdzie do walki między niemi, będzie ona ciekawą i w nauczające rezultaty płodną.
Przy stole rozmowa była lekka i wesoła. Płocki, który się rzadko spotykał z panem Wern-