dorfem, korzystał ze zręczności, aby się pochlébić już zawartemi stosunkami, dosyć niezręcznie on i żona wspominali ciągle o księciu Nestorze, o hrabi Adamie i innych znakomitościach arystokratycznego obozu. Werndorf z niemi wszystkiemi był oddawna bardzo dobrze, ale jak ich nie szukał, tak się téż z niemi nie chwalił. Owszem wszędzie o ludziach przy wielkiém umiarkowaniu wyzwany, okazywał stanowczość wielką i nie taił się z opiniją o nikim.
Płocki rozpoczął, wspomniawszy o ks. Nestorze, głosić jego pochwały, Werndorf milczał.
Po długiéj apologii, gdy potwierdzenia czekał, Werndorf dokończywszy jedzenia, odezwał się krótko i stanowczo.
— Jeżeli tak znakomitym i wielkich nadziei znajdujesz pan księcia, jakichże słów dobierzesz dla hr. Adama?
Gospodarz zdziwił się trochę.
— Zdaje mi się, że też same starczą dla obu!
— Tak pan sądzisz? spytał Werndorf, więc stawiasz ich z sobą na równi?
Płocki zmieszał się znowu.
— Ja nie ujmuję żadnemu z nich, rzekł chłodno Werndorf, ale hrabia Adam jest już nam tu dawno i dobrze znanym, ks. Nestor nowym, młodym i mimo najlepszych chęci, oprócz chęci, dotąd niewiele mającym za sobą.
Niech pan nie sądzi, dodał, ażebym mu ujmował, chciałbym tylko między niemi dwoma naznaczyć różnicę.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Roboty i prace.djvu/143
Ta strona została uwierzytelniona.