Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Roboty i prace.djvu/152

Ta strona została uwierzytelniona.

Nie dokończył, zobaczywszy na ustach starego znajomego rodzaj szyderskiego uśmiéchu, którego znał dobrze znaczenie...
— Obiad był doskonały, przerwał nagle gość, dom prześliczny, żona jak anioł... urządzenie pańskie i gustowne. Szczęśliwy człowiecze... czegoż więcéj możesz pragnąć...
— To są narzędzia! szepnął Płocki, zniżając głos, znasz mnie, wszystko to wypłacić się i procentować musi... to nie cel, to środki... to nie koniec, to początek...
— A zatém szczęścia i pomyślności! dokończył, gwałtem już dobijając się do drzwi Piętka... jako widz dramatu, sypać będę oklaski!!
Bądź zdrów...
Drzwi się zamknęły za nim. Płocki sposępniał, czuł się na ten raz zwyciężonym. Zobaczymy, jak daléj będzie, szepnął przez zęby... zobaczymy...






Koncert Bilsego zgromadził tłumy słuchaczów do Szwajcarskiéj doliny, o krzesła już było nadzwyczaj trudno. Każde miasto ma zwykle dość znaczny zastęp miłośników muzyki lub tych, co za nich chcą uchodzić, ani połowa jednak cisnących się tu gości nie przychodziła dla zachwycania się harmoniją mistrzów, i wykonaniem mistrzowskiém. Sława znakomitéj orkiestry lub wiel-