Rozpytywano się pocichu.
— Któżto jest ten brzydki jegomość, wyglądający kwaśno i ponuro?
— Kto jest ta piękna, młodziuchna pani, co przy nim siedzi?
— Kto może być ta panienka przy niéj, ciekawie, jakby obca, rozpatrująca się po sali.
Między innemi i Piętkę stojącego w tłumie na uboczu spotkało to zapytanie od jednego ze znajomych, który niedawno do miasta powrócił.
— Jakto? nie znasz tych osób? odpowiedział spytany. Ten niepiękny w istocie jegomość z angielskim szykiem jest to, nazwij go, jak ci się podoba, finansista, bankier, spekulant, przedsiębierca, i mój kochany szkolny kolega i eksprzyjaciel, p. Julijusz Płocki... Ta piękna pani jest to jego żona, a ta wcale nieszpetna panienka, to chyba kuzynka samego pana...
— A no! to już wiém! już wiém! odezwał się pan Izydor Żelazny, inżynier, który Piętkę zapytał, chociaż nie znam osobiście tych osób, ale o nich słyszałem wiele. Od kilku dni przecież bawię w mieście i zbiéram plotki po bruku. Więc to są te nowe gwiazdy horyzontu waszego? O Płockim słyszę dokoła jednozgodne tylko pochwały, człowiek być ma znakomitych zdolności, energiczny, czynny, bystry i wielce szlachetny. Zapewne słyszałeś o uczynionéj przezeń ofierze? Piętka, który wcale nie myślał rozczarowywać Żelaznego, odpowiedział skłonieniem głowy.
— Wiém, wiém,słyszałem o niéj.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Roboty i prace.djvu/155
Ta strona została uwierzytelniona.