siębierstwa. Ani ludzi, ani inteligencyi, ani kapitałów nie mamy zawiele, i z każdego nowego współpracownika cieszyć się należy...
— Mamy w istocie dosyć miejsca dla wszystkich, potwierdził Piętka.
Znajdzie go tu każdy pragnący pracować, mówił daléj Werndorf. Cieszę się z przybycia, z urośnięcia takiego człowieka, jak Płocki. On ma przyszłość. Chodzi tylko o to, by miał wytrwałość.
Piętka znajdował się w przykrém nader położeniu, nie wiedział, co mówić, milczał więc wyczekująco.
— Pan go znasz dawniéj? jaki to człowiek? spytał Werndorf. Sądzę, że jest inteligentnym, śmiałym i czynnym? Nieprawdaż.
— Jest nim niezawodnie! potwierdził Piętka.
— Idzie mu jak na początek bardzo szczęśliwie, przez ks. Nestora porobił sobie pewne stosunki, nie chwaląc się, ja dopomogłem mu w innych... Nikomu nie szło łatwiéj, i oddaję mu sprawiedliwość, nikt z większym taktem nie poczynał od niego. Cieszę się z tego. Jeden taki człowiek, który przybywa nam, budzi wielu do czynu, daje pracę, rzuca myśli...
— Sądzę, mówił ciągle Werndorf, z tego, co widzę i słyszę, że nie będzie prostym spekulantem dla grosza, któremu idzie tylko o naładowanie kieszeni. Praca powinna się opłacać, to się rozumié, lecz potrzeba ją pokochać, chociażby się nawet nie wypłacała...
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Roboty i prace.djvu/166
Ta strona została uwierzytelniona.