Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Roboty i prace.djvu/176

Ta strona została uwierzytelniona.

— Na Boga! któż taki? wyrwał się Piętka.... Przecież o ile ja wiém, pomagają mu szczerze ludzie, najważniejsze zajmujący stanowiska, Werndorf go w piérwszéj chwili podpiérał, zalecał, kredytem swym wspomagał. Książę Nestor głosi się jego przyjacielem, hrabia Adam staje w jego obronie wszędzie...
Wytrychiewicz słuchał z kolei bardzo uważnie, chwytając każde słowo, i kiwając głową jakoś dwuznacznie.
— E! Werndorf, rzekł, no! tak! to wasz pryncypał, nie powiém przeciwko niemu nic, ale to... ale...
Ręki poruszeniem wątpliwém dokończył, i wziął się do ponczu.
— Mów, proszę, i owszem, zacząwszy, nie urywaj na ale... mów.
— Werndorf najzaczniejszy człowiek, nie mówię, dokończył, głos coraz podnosząc jakby przypadkowo i mimowoli Wytrychiewicz, najzacniejszy człowiek, ale i najlepsze angielskie scyzoryki w końcu się zużywają... Był to niegdyś angielski scyzoryk, a dziś...
Machnął znowu ręką. Ponczu już nie stało, Piętka skinął na garsona, aby podał drugą szklaneczkę a Wytrychiewicz udał, że o tém nic nie wié, aby się obeszło bez targów i wymówek. Można było sądzić, iż tak rozmową jest zajęty, że nowy poncz za resztę dawnego przyjmie. Piętka przynajmniéj był tego przekonania...