Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Roboty i prace.djvu/191

Ta strona została uwierzytelniona.

przyjmował tylko w biurze, kłaniał się nisko, mówił niewiele, na zyski bajeczne a ryzykowne się nie porywał, słowem stał sobie na uboczu lecz interesa szły mu bardzo szczęśliwie. Wprawdzie nie dorobił się popularności, ale zyskał powszechny szacunek i wiarę.
Stary Fabrycz słynął z tego, że mówił najdrażliwszą prawdę bez zająknienia. Zyskać go sobie podchlébstwem ani grzecznością nie było podobna... Obijało się to od niego, jak krople wody od skały. Wielkie panie słynne z wdzięków i urody, potrzebując czasem kredytu, probowały skorumpować nieporuszonego Fabrycza uśmiechami i szczebiotaniem... Pióro w zęby włożywszy, stary patrzał, nie spuszczając oka. Słuchał, dawał się im popisać z dowcipem i zalotnością, ale odchrząknąwszy, odpowiadał z matematycznym chłodem, że interesa są interesami, że grzecznym być nie może, a grosza na niepewne nie da bez wyprobowanéj hipoteki.
Ten stary oryginał Fabrycz wychowywał zupełnie na wzór i podobieństwo swoje syna, który po nim nastąpił. Żyjący teraz prawnuk jego w tym samym domu, tych samych pokojach i niemal pradziadowskich jeszcze w większéj części sprzętach, wziął w spadku po rodzicach i przodkach ten sam charakter, sposób życia i prowadzenia się. Choć w czasie wojen Napoleońskich Fabryczowie dosyć dużo potracili, bo cesarz francuzów w ówczesném księstwie warszawskiém gospodarując absolutnie, mało komu nie dał się we