Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Roboty i prace.djvu/204

Ta strona została uwierzytelniona.

Jak cały nowo urządzony dom Płockiego, tak i pokoik jego żony, odznaczał się wyszukanym wdziękiem i elegancyją. Należało go właściwiéj nazwać jéj salonikiem, bo w istocie miał prawo do tego.
Gospodarz nie kochał się w rzeczach pięknych, nie szło mu o nie dla siebie, nie używał ich oczyma ani duszą i harmonija kolorów, tonów, sprzętów, smak i wytworność były dlań rzeczą obojętną, rozumiał to jednak dobrze, iż otaczając się elegancyją, naprzód da pospolitym ludziom wysokie wyobrażenie o dostatkach swoich, potém o wyrobionym guście i wychowaniu. Dom więc jego cały był z porady artysty wysztyftowany napozór skromnie, ale z wielkim w istocie zbytkiem i w stylu bardzo poważnym.
Salonik żony, odsunięty nieco od reszty apartamentów, miał fizyjognomiją, aby się na tle jego młodziuchna, świéża i piękna postać pani, ile należy, odbijała. Ściany jego były białe z niedostrzeżonemi linijkami złotemi na obiciu, meble obciągnięte niebiesko, firanki białe z niebieskim, portyjery do nich dobrane, a mnóstwo wykwintnych fraszek odznaczało się, jeśli nie gustem, to przynajmniéj kosztownością.
Na stole przed kanapą, okrytą gobelinkiem, mnóstwo porozrzucanych książek w świetnych oprawach, albumów, fotografij, okrążało ogromny bukiet z najpięniejszych kwiatów, jakie pora roku mogła dostarczyć.
Dwa wielkie zwierciadła na ścianach i kilka