Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Roboty i prace.djvu/207

Ta strona została uwierzytelniona.

nie będąc godne rozwiązać rzemyka jéj botynek, powychodziły świetnie, dobiły się losów szczęśliwych, gdy ona, ona z małą pensyjką od krewnych, sama jedna, opuszczona, musiała przypatrywać się w zwierciadle uciekającym nadziejom.
Położenie takie rodzi zwykle wiele goryczy w duszy. Raz w życiu miała hrabianka kogoś, co się w niéj zakochał szalenie, który się o nią starał i był z nią zaręczony, była pewną, że wyjdzie za niego i będzie szczęśliwą. Ale ten jeden, piękny, bogaty, wielkiego imienia, zakochany zapamiętale, rozmyślił się nagle, zniknął i z dziedziczką ogromnych dóbr ożenił, u któréj grał prawie rolę kamerdynera. Hrabianka odchorowała niecną zdradę, kochała go, rozczarowało ją to na wieki, nie chciała długo wychodzić za mąż, a gdy nierychło ostygła, byłaby może oddała rękę innemu, ale nikt się już taki nie trafił, ktoby się zdał jéj godnym. Tak zwolna starł się z piękności blask piérwszy, wdzięk uszedł, w sercu zrodziła się wzgarda dla ludzi, co się na niéj poznać nie umieli. Pozostała w tym świecie, w którym spodziéwała się niegdyś zajmować świetne stanowisko z szyderstwem na ustach, którego postrach jednał jéj jeszcze uprzejmość... Z nudów téż, a może dla zaczerpnięcia materyjałów dla dowcipu wchodziła do salonów ludzi nowych, gdzie jéj wiele wybaczano, bo się lubiono jéj towarzystwem pochlubić...
Mają tą słabostkę ludzie nowi, iż chętnie zbliżają się do rodzin dawniéj możnych, znacznych,