Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Roboty i prace.djvu/219

Ta strona została uwierzytelniona.

wszędzie, nadewszystko Werndorf... Nigdzie się nie docisnę przed nim, czynny jest, przedsiębierczy, ma poparcie, opiniją, przyjaciół...
— Prawdziwie przestraszasz mnie! odezwała się żona. Jakże my oprzéć mu się potrafimy...
Płocki pocałował ją w czoło...
— Zobaczysz, tylko... trzeba, byś mi i ty szczérze pomagała...
— Ja? ja? drżąc, zapytała Julijuszowa.
— Tak jest... zobaczysz... będziesz mi pomocą, i nie wątpię o zwycięstwie, ale musimy postępować z wielką zręcznością...
Mówili jeszcze, gdy jakby naumyślnie służący oznajmił pana Werndorfa... pani się zarumieniła, nie mogąc ukryć wrażenia...
— Przynajmniéj w téj chwili nie będę ci potrzebną! odezwała się.
— A! nie! idź! spocznij, wolę z nim być samnasam...
Strwożona młoda pani wyśliznęła się co żywiéj. Oznajmiony Werndorf wszedł z wesołą twarzą. Płocki, zmieniwszy w chwili ton, postawę, pobiegł naprzeciw niemu, najgrzeczniéj, najuprzejmiéj z nadskakiwaniem go przyjmując.
Przysunął mu sam krzesełko, pobiegł po cygara, przyniósł zapałki, słowem zdawał się najszczęśliwszym z tych odwiédzin... Werndorf po kilku zapytaniach powszednich usiadł.
— Przyszedłem do pana, odezwał się, nie z rewizytą i grzecznością, ale pomówić o rzeczach ważnych. Myślę, że się to na coś obu nam przy-