Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Roboty i prace.djvu/23

Ta strona została uwierzytelniona.

to, co najpotrzebniejsze, w swoim miejscu i czasie przychodzić powinno...
Hrabina z koronkami i wszystkie niemal panie spojrzeniami i twarzami okazały księciu, jak go umiały ocenić. Jedna tylko żółciowa stara panna, zdająca się głębiéj sięgać nieco nad inne w charakter i pobudki mowy książęcéj, nieznacznie się uśmiéchnęła.
Uśmiéch ten nie uszedł uwagi interesowanego, którego dotknął silniéj może, niżby się spodziéwać można. Cichy ten, ironiczny półuśmiéch zaniepokoił go, zamilkł i zdawał się nieco zmieszanym.
— Czy pani ma co przeciwko moim wnioskom? — spytał cicho starą pannę, wcale się pono niespodziewającą takiego szczęścia...
— Ja? — z pozornym przestrachem odpowiedziała zagadnięta — ja? a! zmiłuj się książę, czyżbym śmiała w tak poważną wdawać się dyskusyją, przechodzącą siły d’une faible femme. Ale ja — nie mam nic a nic... owszem, admiruję... admiruję... słucham...
Wyrazom tym towarzyszył znowu tak złośliwy uśmiészek iż książę Nestor, nie przeciągając dłużéj rozmowy sam zwrócił się do blisko stojącego hrabiego Adama, który zawsze jeszcze przez lupę przypatrywał się książce, ale pilnie słuchał rozmowy i zbliżył się był nawet ku głównéj grupie.
— Panie hrabio — rzekł grzecznie — wy tu jesteście powagą i możecie pewnie lepiéj odemnie są-