Hrabia jakkolwiek na piérwszy rzut oka mógł się wydać ociężałym i nie bardzo bystrym spostrzegaczem, wzrok miał dosyć trafny i instynkt szczęśliwy, który go wiódł lub odpychał od ludzi. Oczy jego biegały niespokojnie, szukając słowa zagadki tych dwóch ludzi, i dziwił się własnemu wrażeniu, które go do jednego z nich ciągnęło, od drugiego odpychało.
Nie miał jednak opinii niekorzystnéj o Płockim, a nieporozumienie między nim a Werndorfem uważał za skutek jakichś przemijających wrażeń... Zdawało mu się nawet, że potrafi ich zbliżyć, sprowadzić do wynurzenia się, wymiany myśli i lepszego ocenienia. Chwycił więc nastręczającą się zręczność z gorącością duszy szlachetnéj.
— To prawdziwe szczęście, rzekł, zaciérając ręce, żeśmy się tu zeszli razem, właśnie pragnąłem wielce pomówić z panami obu. Gdyby to nie było nadużyciem gościnności gospodarza... nie mógłbym go prosić...
Na te słowa Płocki już wstał.
— Prosić, aby przez chwilkę jaką nie kazał nikogo przyjmować, iżbyśmy mogli spokojnie się rozmówić...
Płockiemu wcale to nie było na rękę, ale zadzwonił natychmiast i wydał stosowne rozkazy.
Hrabia się namyślał, słowo przychodziło mu ciężko, lękał się więcéj, niż chciał powiedziéć.
— Czy pan zna, odezwał się, zwracając do gospodarza, plany i projekty, któreśmy z panem Werndorfem osnuli.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Roboty i prace.djvu/273
Ta strona została uwierzytelniona.