— Trochę, rzekł zimno Płocki.
— Cóż pan mówisz o nich? spytał hrabia...
Płocki zająknął się, stał czas jakiś, zbiérając myśli.
— Panie hrabio, odezwał się z wyrazem jakby głębokiego przekonania, proszę mi nie miéć za złe, gdy w jednéj z kwestyj, którą możnaby nazwać kwestyją wieku, objawię całkiem heretyckie zdanie.
Uchodzi to za niewzruszony aksyjomat, że stowarzyszenia podwajają siły, że chcąc dokazać czegoś wielkiego, należy się skupiać i łączyć. Otóż ja nego majorem. Nieprawda. Działanie każde jest walką, walka wymaga jednéj myśli i wodza. Piéniądze mogą się łączyć, bo to są martwe narzędzia, ludzie nie, bo się będą wzajemnie negowali i neutralizowali. Niéma na świecie dwu ludzi jednomyślnych, jednozdolnych, zatém sprządz konie można, i to jeszcze leniwszego trzeba batem okładać, ale sprzęgać inteligencyje do czynu, absurdum, niéma sensu.
— Z mocy tego argumentu, panie hrabio, powiadam, niech każdy idzie sam i robi sam, co mu interes i przekonanie dyktuje...
Hrabia słuchał zdumiony bardzo, zamyślił się, dwa razy coś przebąknął niewyraźnie, jakby się słowem zadławił, i rzekł w końcu.
— Za pozwoleniem. To nie jest odpowiedź na moje pytanie, to jest une fin de non reçevoir.
Werndorf słuchał milczący, nie mieszając się do rozmowy.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Roboty i prace.djvu/274
Ta strona została uwierzytelniona.