Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Roboty i prace.djvu/279

Ta strona została uwierzytelniona.

bankier, bez uniżenia się poufale ścisnął, zarumienił się i spłonął.
Uczuł się zwyciężonym. Sojusz dwóch uczciwych ludzi zostawił go osamotnionym i do pewnego stopnia skompromitowanym. Zawrzało w nim zemsty pragnienie.
— Pochlebiam sobie, dodał, miarkując się i zwyciężając przykre uczucie, że w wielu kwestjach będę miał szczęście iść i ja razem z panami, a cel pewnie mamy jeden — dobro ogólne.
Hrabia skłonił się, nic nie odpowiadając, szukał już kapelusza pod krzesłem, znać było po nim pewne zniecierpliwienie. Może chcąc w końcu naprawić wrażenie, jakie rozmowa wywołała na Płockim, zwrócił się doń z uśmiéchem, który mógł się wydać dwuznacznym.
— Że pan sam korzystnie pracować umiész, rzekł, mamy tego dowód.
Powinszować i podziękować mu winniśmy wszyscy za wspaniałą ofiarę dla szkółek wieczornych. Pojąłeś pan najpilniejszą potrzebę oświaty i dzielnie jéj przyszedłeś w pomoc, to prawdziwa zasługa.
Werndorf wyszeptał kilka słów powinszowania. Płocki udawał bardzo skromnego.
— Prosiłem profesora, rzekł, aby tę drobnostkę przy sobie zatrzymał, niepotrzebnie rozgłosił... rzecz jeszcze niedokonana...
Hrabia na ten raz szydersko jawnie się roześmiał, znać było w uśmiechu tym niedowierzanie, chwycił za kapelusz i z pośpiechem żegnać się