Wszystko to tak było z ust panny Eulalii niezwyczajne, niespodziéwane a z taką pewnością i spokojem wyrzeczone, iż Płocki się zdumiał...
Żona jego była widocznie przelęknioną, nie wywarło to jednak na nim skutku, jakiego się zdawała lękać...
Udał oburzenie, ale został obojętnym i dwuznacznie się uśmiéchnął.
Eulalija zwykle była tak powolną, tak milczącą i powodującą się, iż tego objawu charakteru, nawet Maryja, która z nią była poufaléj, wcale się niespodziéwała... Dla niéj był to wypadek... było to jakby objawienie czegoś nadzwyczajnego. Płocki patrzał, słuchał i usiłował utrzymać swą powagę... pod którą można było rozeznać coś szyderskiego.
— Nic mnie bardziéj cieszyć nie może nad taki objaw charakteru w kuzynce, zawołał stłumionym głosem, lecz jeśli przy takiéj silnéj woli, równie silne rozwinie się uczucie, a wywoła je jaki bałamut i wiercipięta...
— Sądzisz pan, że to jest rzecz możliwa? zapytała Eulalija.
— Gdzie sprawa z uczuciami, tam możliwe wszystko, one nie rozumują... dodał Płocki.
— Jeśli uczucie silne nad rozumem przeważy, odezwała się panna Eulalija nie zmieszana wcale, kobiéta, co się mu podda, wié, co ją czekać może. Zatém jéj wina. Nieszczęście jednak, które sobie sama wybierze, mniéj pewnie jéj zacięży, niż narzucone obcą ręką.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Roboty i prace.djvu/284
Ta strona została uwierzytelniona.