Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Roboty i prace.djvu/285

Ta strona została uwierzytelniona.

— Ale, szanowna kuzyneczko, przerwał żartobliwie Płocki, jakby naumyślnie chcąc ją draźnić, z panem Dekierem nie można być nieszczęśliwą... Ma ogromny majątek i jest... głupi!
Panna Eulalija spojrzała na kuzyna trochę zdziwiona.
— Zalecasz mi go, rzekła, w osobliwszy sposób, majątek niekoniecznie daje szczęście, a głupota jest największą plagą w świecie.
— A! pani moja! wykrzyknął z zapałem gospodarz, cóżbyśmy robili na téj ziemi, gdyby głupich na niéj nie było, tego nieoszacowanego materyjału, tego wiérzchowego konia, na którym rozum jeździ wygodnie! To są najdroższe perły, to klejnoty nasze!... Trzeba ich tylko umiéć użyć właściwie! Z mojego stanowiska ja wysoko cenię głupotę, cóż dopiéro panie, dla których mąż tego kalibru jest największą rękojmią szczęścia...
Eulalija uśmiéchnęła się, pochyliła ku Maryi i szepnęła do niéj tonem żartobliwym.
— Ubolewam nad nieszczęśliwym losem twym, droga kuzynko!
Był to komplement dla Płockiego a jednak nie bardzo mu smakował.... Skrzywił usta i zamilkł, czuł się pobitym.
Piérwszy to raz z téj urwanéj rozmowy lepiéj nieco poznał Eulaliją, patrzył na nią z ciekawością, badał i zdawał się rozważać i liczyć następstwa tego charakteru, który mu się objawiał tak niespodzianie. Z twarzy jednak trudno rozpoznać było jaki wyciągnął wniosek.