panu może wiadomo, człowiek, któremu, nie chwaląc się, czyniłem dobrego tyle, ile tylko mogłem, na którego, jeśli nie wdzięczność, bo na tę nigdy nie rachuję, to na pewne względy miałem prawo liczyć. Ciężko mi wypowiedziéć, co doznaję, nie chce mi się wierzyć dotykalnéj oczywistości, do ostatniéj chwili opiérałem się dowodom niezbitym. Człowiek ten, okazując mi powierzchownie przyjaźń i powolność, dla niewytłumaczonych powodów stał się moim wrogiem. Odkrycie to wprawia mnie w osłupienie...
Słysząc te skargi, Piętka także osłupiał, znał on aż nadto dobrze Płockiego, by wątpić, iż Werndorf miał słuszny żal do niego; znalazł się wszakże w najprzykrzejszém położeniu. Był związany stosunkami z Eulaliją, nad którą Płocki miał opiekę. Przyszło mu na myśl, iż najmniejsze wystąpienie nieprzyjazne przeciwko niemu, musiało zwiększyć trudności lub nawet nieprzezwyciężone postawić tamy przyszłym jego projektom. W duszy oburzał się na postępowanie Płockiego, lecz odezwać nie mógł inaczéj jak pojednawczo i w obronie... Zmilczał więc zrazu, a Werndorf mówił daléj z przejęciem.
— Rozumiesz to pan? wierzysz li pan temu? Wytłumacz mi? objaśnij, powiedz, jaką masz opiniją o tym człowieku?
Piętka w ogólności nie był skłonnym do objawiania sądu swojego o ludziach, tu zaś osobiste względy niedozwalały mu potępiać, milczał więc pomieszany, nie wiedząc, co począć, jak postąpić...
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Roboty i prace.djvu/301
Ta strona została uwierzytelniona.