— Mój panie Wytrychiewicz, zawołał, rachunki ci objaśnię, ale uczyń mi tę łaskę i do moich spraw i interesów racz się nigdy nie mieszać. Proszę cię o to bardzo, jestem niecierpliwy i nie lubię tego...
Przestraszony Micio głowę spuścił i zamilkł nagle.
— Za cóż się pan gniéwa, słowo daję, z najlepszego serca chciałem... tylko ostrzedz...
— Przy najlepszém sercu można wiele niedorzeczności popełnić, zawołał Piętka, wtrącając się w cudze sprawy...
To mówiąc począł mu wskazywać cyfry, objaśniać prędko, co mogło być wątpliwém i nie dając się już ani odezwać więcéj Wytrychiewiczowi, pozbył się go co najprędzéj.
U pani Baronowéj zebrało się znowu wieczorem towarzystwo zwykłe na ową herbatę, która była przyprawą rozmowy daleko pożywniejszéj, niż ona.
Towarzystwo z wyjątkiem dni, w których przyjmowano znakomitości przesuwające się przez miasto, lub bawiące tu czas jakiś, arystokracyą mieszkającą zwykle na prowincjach i niekiedy artystów tych, których przyjmują wszystkie salony Europy, składało się zawsze z jednego i tego samego grona, które zwiększały lub uszczuplały szczególne wypadki lub zajęcia.
I tym razem siedziała znowu przy baronowéj