Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Roboty i prace.djvu/310

Ta strona została uwierzytelniona.

na kanapie hrabina Sybilla, królująca poważnie zgromadzeniu, daléj staruszka z podwiązaną brodą i błyskotkami na palcach i piersiach, hrabianka Cecylija, panna w złotych okularach, hrabia Adam, dyrektorowie, prezesowie, radcy, hrabiowie i nieco złotéj młodzieży, przynoszącéj surowy materyjał plotek do obrobienia na téj fabryce... Między innymi odznaczał się dowcipny pan Lucyjan Werba.
Dodatkowo do osób, któreśmy już poznali, przybywał dnia tego znany i godzien szacunku, zacny ale najśmiészniejszy ze wszystkich na świecie szambelanów... Był to człowiek dobrze już nie młody, suchy, chudy, wyłysiały, z włoskami zręcznie zaczesanemi na głowę obnażoną, z pączkiem tęczowych wstążeczek u fraka i na pół zakrytą klapami jego a przecież widoczną — gwiazdą.
Był to jeden z tych typów dawnych, jakich już nasza nie wydaje epoka, zabytek archeologiczny, człowiek który najpewniejszym był, iż jest mężem stanu, że odegrywa wielką rolę polityczną, dobijający się rang i orderów służbą po za siedmdziesiąt lat przeciągniętą, upartą, zajadłą, nic nie znaczącą w rzeczy, ale sprawowaną z powagą, przejęciem, sumieniem i pedanteryją niezrównaną, szambelan sam przekonany był, że zna tajemnice wszystkich gabinetów i stanowi jednę z tych osi niewidzialnych, na których się obracają najważniejsze sprawy. Ociérał się w życiu swém nie jeden raz o najsłynniejszych mężów, a że niektórzy z nich mówili z nim o pogodzie, inni o ka-