Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Roboty i prace.djvu/32

Ta strona została uwierzytelniona.

i odpowiédź otrzymywali milczącą, ruszeniem ramion tylko.
Nieznajomy dość długo chodził sam, i wcale się nie kłopocząc tém, że nie znał nikogo, wciskał się wszędzie ze śmiałością wielką, z natarczywością prawie... Zdawał się jednak szukać znajomości i rozmowy, parę razy odezwał się z zapytaniem do otaczających, i nie otrzymawszy odpowiedzi lub bardzo krótką, błądził znów samopas.
Wreszcie z trybuny dziennikarskiéj dostrzegł go któś i przywitał. Byłto jeden z redaktorów najpopularniejszych, który z obowiązku wszystkich, choćby chwilowo w mieście przebywających, znać musiał. Nieznajomy, odpowiedziawszy na ukłon, wahał się niby chwilę, czy nie pójść na trybunę, lecz rozmyśliwszy się, pozostał na dole... zapalił tylko cygaro i cisnął się jak wprzódy między konie, oglądając je okiem znawcy.
Dziennikarz widać sam zapragnął zbliżyć się do niego, bo zszedłszy z estrady, przecisnął ku miejscu, w którym stał.
— A! a! i wasza ekscelencyja... zawołał ze śmiéchem, zaciekawiłeś się na nasze wyścigi!! Ciekawy jestem, jakże je znajdujecie?
— Nigdym się tu takich nie spodziewał — odrzekł czystą polszczyzną ogorzały — bywam często w Epsom, kilka razy asystowałem im w Paryżu, a ostatnio na urządzonym przez egipskiego Kedywa... naszego. — To wcale, wcale nieźle wygląda...