syć patrzę, lecz są rzeczy popsute, które się naprawić nie dają.
Hrabia chwycił go za rękę żywo.
— Masz pan trochę zaufania we mnie? zapytał.
— Zupełnie, odparł Werndorf i dla tego hrabiemu jednemu powiem, iż z tym człowiekiem nic nigdy do czynienia mieć nie chcę. Chodźmy innemi drogami...
Hrabia smutnie spuścił głowę, ręce mu opadły, westchnął, nie odpowiedział nic.
— Zostałem pobity, dodał spokojnie ciągle Werndorf, bo środków, jakich przeciwko mnie użyto, jabym przeciw nikomu się nie chwycił.
Przyszłość osądzi i zawyrokuje... Jest zawsze wielka różnica, pomiędzy uczciwą pracą a robotą intrygancką, na któréj prędzéj czy późniéj ludzie się poznać muszą. My, panie hrabio, jeśli pozwolisz, abym się obok niego stanąć ośmielił, my jesteśmy ludzie pracy i dnia białego, tamci są robotnicy ciemności. Powodzi się im czasem w początkach i umieją odurzyć ludzi pozorami szlachetności, w końcu jednak spada z nich maska i komedyja tragicznie się zamyka...
Podali sobie ręce w milczeniu. Hrabia posmutniał.
W chwili gdy ta scena odegrywała się w gabinecie, inna daleko drażliwsza gotowała się w salonie. Szeptano sobie jeszcze o tém, co już po całém mieście chodziło, iż Werndorf wyrządził Płockiemu jakąś krzywdę, że między niemi
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Roboty i prace.djvu/325
Ta strona została uwierzytelniona.