— Myślę, że daleko lepiéj, niż egipskie! — zawołał śmiejąc się dziennikarz — Sapristi! Wyścigi z dżokiejami, a na widokręgu piramida Cheopsa... to coś djable oryginalnego.
— Coś daleko oryginalniejszego jeszcze będzie, gdy je Mikado urządzi w Japonii, co mi sam zaręczał... gdym go widział ostatnim razem — odezwał się ogorzały.
Wspomnienie o Japonii na chwilę usta jakoś zamknęło dziennikarzowi. Nieznajomy nieprzestawał mówić.
— Wasze wyścigi mają wcale przyzwoitą powierzchowność... Trzeba, żebyście byli, jak ja, widzieli je w Kanadzie, w Nowym-Yorku lub San-Francisco...
Wasza ekscelencyja — przebąknął dziennikarz — byłeś więc... aż tam nawét...
— Ale ja ciągle podróżuję — odparł ogorzały — mam tysiące napiętych antrepryz i interesów. Lesseps mnie używa... pośredniczę w wielu sprawach kolei i kanałów, zawiązywaniu spółek... banków, muszę się kręcić, — to mój los. Ruszył z lekka ramionami, dobył cygarniczkę i podał ją dziennikarzowi.
— Zaręczam, że hawana — puros, bom ją sam tam kupował... proszę...
— A! to choćby dla ciekawości skosztować trzeba — odparł dziennikarz, biorąc jedno.
W téj chwili znajomi, których liczył bardzo wielu popularny, lubiony i dowcipny żurnalista zaczęli zbliżać się ku niemu, może potrosze dla
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Roboty i prace.djvu/33
Ta strona została uwierzytelniona.