Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Roboty i prace.djvu/333

Ta strona została uwierzytelniona.

— Werndorf? zapytał znowu lakonicznie hrabia, z uśmiechem dziwnym.
— Od niego to mam... Stary zupełnie głowę stracił... Ja zawsze mówiłem, że Płocki ma wielką przyszłość przed sobą. Werndorf jest zużyty... Ja admiruję tego mego faworyta!! I książę śmiać się począł.
— Ale ja tylko co się tu widziałem z Werndorfem, odezwał się powoli hrabia, nie zdaje mi się, żeby tak bezpowrotnie zdesperowane były jego projekty...
— Nie przyzna się do tego, ani że chciał szkodzić Płockiemu, co go w moich oczach potępia... dodał książę. Ja mam trafny instynkt do ludzi.
Hrabia spojrzał tylko i uśmiechnął się, nie odpowiadając nic...
W chwilę potém Płocki, który swojego szczęścia nadużywać nie chciał, szepcząc coś z księciem Nestorem, z nim razem nieznacznie salon opuścił.
Hrabia Adam pozostał. Skinęła na niego hrabina Sybilla?
— Cóż to? zapytała, Werndorf na widok Płockiego się wyniósł? Więc istotnie jest coś między niemi? Szeptaliście z sobą dość długo w gabinecie, jesteś hrabia z nim dobrze, nie wiesz, co to jest?
— Nic nie wiem, odparł hrabia, mówiliśmy o interesach...
— Jednak to ciekawa rzecz ten ich antago-