rzyć, ażebyś rozporządzała sobą, nie poradziwszy się nawet opiekuna. To nie może być.
Panna stała chwilę zamyślona.
— O nikogo tu nie idzie, tylko o mnie, o moją przyszłość i szczęście. Pan Piętka podobał mi się, oświadczył... dałam mu słowo i dotrzymam go.
— Bez mojego zezwolenia? to będzie trudno, odezwał się pan Julijusz.
— Przepraszam szanownego opiekuna, odezwała się panna, niezmieszana bynajmniéj. Od Piętki o tém wiem, że sam mu moją rękę proponowałeś, zatém nie sądziłeś go niegodnym jéj.
— Chociażby tak było! przerwał Płocki, poznawszy go lepiéj, mogłem zmienić zdanie.
— Jakto? znałeś go od młodości i zdaniem waszém zachwiała potém jedna godzina?
— Nie mam najmiejszego obowiązku tłumaczyć się z moich przekonań, rzekł Płocki widocznie rozdrażniony śmiałością kuzynki, zapowiadam tylko, że na to małżeństwo nie zezwolę...
— A ja panu ręczę, że moją ręką nikt bezemnie nie rozporządzi, choćby był najprawniejszym opiekunem, odpowiedziała Eulalija.
— Bardzo dobrze, tymczasem ja mam prawo oprzéć się i stawię veto.
Panna Eulalija nie odpowiedziała nic.
— Rozmowa więc skończona? odezwała się po chwili, mogę odejść?
Zdziwiony i zmieszany tą obojętnością Płocki zagryzł usta.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Roboty i prace.djvu/346
Ta strona została uwierzytelniona.