Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Roboty i prace.djvu/355

Ta strona została uwierzytelniona.

— Czy sądzicie, że się nie cofnie, zapytał Płocki.
— Nie może, dał słowo... Zakochany fatalnie... zmysły postradał... zrobi z nim Eulalka, co zechce...
Przyjaciele uściskali się raz jeszcze...






Opinija publiczna... jest to owo morze, którego bałwany[1] rozbijają najpotężniejsze statki i kruszą najtwardsze skały, lecz, niestety, wiatry, które ją podnoszą, wieją, jak los zdarzy.
Wiatrami temi często nie mytologiczne Eola dzieci, ale skromne bardzo władają istoty.
Wiedział o tém doskonale pan Julijusz Płocki i wypuszczał z jaskini Boreaszów w postaci Wytrychewiczów, Nurskich, a nawet trzech książąt Nestorów, którym się zdawało, że głosili własne przekonanie, z narzuconemi zaś tylko zręcznie chodzili po świecie.
W kilka dni po powrocie z podróży przekonać się mógł o szczęśliwéj trafności kombinacyj swoich, potrafił wmówić wszystkim, iż on był prześladowanym, pokrzywdzonym i że miał wszelką słuszność za sobą.

Profesor Milanowicz wielbił go, jako protektora oświaty ludowéj i ks. Nestor uznawał znakomitym finansistą i ekonomistą. Nurski wychwa-

  1. Autor protestuje przeciwko dwuznaczności!