sumienie, znosił wszystko, czém go karmić chciano... Podali sobie ręce, Julijusz zażądał natychmiastowego opuszczenia Werndorfa a miał tyle taktu, że nie nalegał o przyjęcie natychmiastowe żadnych nowych u siebie obowiązków. Był aż nadto pewnym, że to przyjdzie późniéj bez trudności.
Po téj rozmowie i umowie Piętka poszedł do Werndorfa. Wstydził się uroku, jaki czynił i nad wyraz był przybity i zbolały. Nie miał jeszcze cynizmu, który dopiéro z latami przychodzi. Werndorfa znalazł w jego kancelaryi, jak zwykle zajętego korespondencyją, oblężonego przez interesantów, umiejącego razem podołać stu rozmaitym sprawom, krzyżującym się na jego biurze. Piętka miał tu wnijście swobodne, nie potrzebował się opowiadać. Na widok jego Werndorf, sądząc, że go sprowadza potrzeba narady jakiéjś późnéj, rzucił pióro i uprzejmie go powitał.
Z twarzy jednak wprawny wzrok jego mógł poznać zaraz, że coś niemiłego spotkać musiało faworyta...
Orest chciał się rozmówić w gabinecie na osobności.. Wyszli natychmiast... Przybyły długo się nie mógł zebrać na słowo.
— Co panu jest? widzę, żeś doznał jakiéjś przykrości, odezwał się Werndorf, bądź pan ze mną otwartym.
— Widzisz pan przed sobą człowieka w najprzykrzejszém w istocie położeniu, jakie sobie
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Roboty i prace.djvu/357
Ta strona została uwierzytelniona.