Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Roboty i prace.djvu/362

Ta strona została uwierzytelniona.

chetny. Nie mówiąc nic nikomu Płocki poszedł do niego.
Nie było ani powodu do odmówienia, ani trudności w przyjęciu stosownych dla starego, doświadczonego człowieka obowiązków. Fabrycz uścisnął z uczuciem dłoń człowieka, w którego serce uwierzył, bo sam miał je w piersi. Tegoż dnia wszyscy wiedzieli w mieście o szlachetném znalezieniu się Płockiego. Nikomu wiadome nie było, że Werndorf znaczny kapitał ofiarował upadłéj rodzinie, którego ona nie przyjęła, ale ofiara Płockiego rozbębnioną została staraniem otaczającéj go kliki tak, że przeszła do dzienników i okryła go chwałą. Nikt się nie zastanowił nad tém, iż zyskanie tak zacnego i doświadczonego, jak Fabrycz, człowieka, było dla Płockiego materyjalnie nawet niezmiernie korzystném; wysławiano jego serce, szlachetność i skromność, z jaką postąpił.
Hrabia Adam nawet, który się był nieco odsunął od niego, począł sobie czynić wyrzuty i pytać sumienia, czy miał słuszne powody zniechęcenia do Płockiego.
Umieli przyjaciele jego nawet ten postępek tak wypotrzebować i przedstawić, że z niego zrobili broń przeciwko Werndorfowi. Porównywano ich uparcie, a że czynności jednego były głośne i wydzwaniane, drugiego ciche i zakryte, łatwo się domyśléć, iż zwyciężcą był ten właśnie, który na to najmniéj zasługiwał.
Taka jest najzwyczajniejsza koléj rzeczy ludz-