— W téj chwili jadę tylko do Londynu — odparł pasza, lecz bardzo być może, iż dotrę do Nowego-Yorku, skąd wprędce istotnie do Kairu wracać muszę...
— Cóż to pana tak pędzi? — spytał książę.
— Byłem niegdyś inżynierem, — odezwał się Secygniowski — jestem w przyjaźni z Lessepsem... zajmuję się teraz różnemi przedsiębierstwami... kanałami, drogami, telegrafami, zawiązywaniem dla nich spółek i towarzystw. Na stałym lądzie, mości książę już niéma tak dalece co zarabiać — tu wszystko obrachowane ściśle; w krajach, które się do cywilizacyi budzą, robią się olbrzymie rzeczy.
— Trzeba więc było do Japonii jechać — rozśmiał się książę Nestor.
— Byłem tam, mówiłem z Mikadą... zapewne przyjdzie czas na nią, ale brak wielu pojęć i narzędzi przygotowawczych.
— W Turcyi...
— Zużyta i wyeksploatowana! — rzekł z pogardą pasza.
— Więc cóż, do Teheranu może? — ciągnął książę daléj.
— To ubogi kraj mimo, że szach bardzo bogaty i dobréj woli. Znam osobiście Nurreddina, szczycę się jego łaską, — mówił żywo pasza... lecz cóż tam zrobić na przestrzeni, która się równa Francyi i Austryi razem wziętym, pięć milijonów głodnych mieszkańców... pustynie!!
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Roboty i prace.djvu/37
Ta strona została uwierzytelniona.