Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Roboty i prace.djvu/370

Ta strona została uwierzytelniona.

piękne na obrazach, w życiu są to konwencyjonalne dodatki, które się często stają ciężarem.
— Cóż to pan akcesoryjami zowiesz? spytała hrabianka.
— Właśnie to, o co się mój amfitryjon ubiegać zdaje. Przewaga, znaczenie, władanie ogromnemi środkami... Dźwiganie na piedestały, jak pani mówi...
— To może daje interes życiu dosyć w ogóle pustemu, westchnęła stara panna. Cóż zrobić z tém, co się życiem zowie, kto kochać nie umie, i w praktykę cnoty nie wierzy? Trzeba się bawić kosztem ludzi!... i śmiać z nich.
Zbliżyła się do Piętki poufale.
— Szczerze, la main sur la conscience, Płocki musi się doskonale wyśmiewać z publiki, gdy zejdzie ze sceny, a huis clos, nieprawdaż? Śmiejecie się we dwóch... zdrajcy!
I hrabianka śmiać się téż zaczęła serdecznie.
— Rozstałeś się pan z Werndorfem, dodała cicho, z tego człowieka nigdy nic nie będzie.... Seryjo nadto bierze wszystko, oszukują go wszyscy...
Przepraszam panią, widzi on jasno ludzi i sprawy ich, ale nie sądzi być godnym siebie, zniżać się do wypotrzebowywania ich słabości...
— Pan go bronisz? spytała ciekawie hrabianka Cecylija...
— Nie, bo nie potrzebuje obrony, ja go tylko określam...
— Ja go żałuję, uśmiechnęła się panna, ale