narzeczoną, nic więcéj, a nad nią szczęścia przyszłego marzenie unoszące się, jak aureola złocista.
Płocki potrzebował się popisać z tém weselem, wystąpić, okazać wspaniałomyślność, jaką mu przyznawano. Pamiętał o tém, że się takie popisy opłacają płaskiém uznaniem ogólném, które się potém w każdym interesie zużytkować daje.
Przygotowania więc do wesela były wielkie, wspaniałe; podarki dla kuzynki przepyszne, czułość dla obojga państwa młodych rozrzewniająca...
Niestety! Płocki, który pamiętał swe ostatnie przy dawném rozstaniu z Piętką rozmowy, jedno miał jak kamień na sercu... widział trudność a raczéj zupełne niepodobieństwo przekonania Piętki, który go znał do głębi, że to wszystko, co czynił, pochodziło z serca nie z rachuby, z uczucia, nie dla popisu.
Smutna twarz Oresta, jego zakłopotanie, milczenie, upokorzenie widoczne, były dla p. Julijusza symptomatem dowodzącym, że Piętka pamiętał dobrze, z kim miał do czynienia. Sprobować więc przynajmniéj zapragnął ująć sobie Piętkę, jedyne niezamydlone oczy, które widziały jasno, okryć tumanem, jaki na inne narzucał.
Zbliżało się wesele. Piętka wysilał się na przygotowanie domu, choć skromnie odpowiadać mogącego położeniu i stosunkom swéj narzeczonéj. Biegał więc zajęty, zmęczony, a że nie życzył sobie ani wzywać, ani przyjąć pomocy żadnéj od Płockiego, przychodziło mu z niemałą trudnością
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Roboty i prace.djvu/375
Ta strona została uwierzytelniona.