nicy nie byłby mi czynnéj pomocy odmówił. Natomiast daję ci współkę i połowę zysków... przyznajże...
— Bohatersko się znajdujesz istotnie, rozśmiał Piętka. Mogłoby to kogo innego zachęcić do rzucenia się na spekulacyje, ale ja...
— Jakto? cóż myślisz?
— Myślę być szczęśliwym.
— Czy to przeszkadza jedno drugiemu.
— Takbym sądził!
— Ja myślę inaczéj i mam nadzieję, że Eulalka cię przekona, a ty nie odmówisz iść za mną.
— Ale ja wiem, począł po chwili, co cię odstręcza odemnie — w tobie tkwi ta nieszczęsna przy ponczu rozmowa, którą po prostu mocny arak wywołał.
— Mój Julijuszu, rzekł Piętka, słowa dla mnie wielkiego znaczenia nie mają. Czytam ludzi w ich czynach... Już cię nieraz proszę, mówmy o rzeczach obojętniejszych. Wdzięczny ci jestem nieskończenie za dobrą twą wolę dla mnie... ale...
— Ale naturalnie podług staréj metody, obawiasz się, bym cię nie ciągnął dla tego, żeś mi jest pożyteczny? nie prawdaż! odezwał się Płocki.
Spojrzeli sobie w oczy.
— Grajmy lepiéj w szachy, rzekł Piętka, zapomnimy o czém inném.
Dobyto stoliczek z szachownicą i rozmowa się przerwała. Płocki był w złym humorze... ale go nie chciał okazywać. Po różnych przejściach i obojętnych kołowaniach, Juljusz nagle się odezwał:
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Roboty i prace.djvu/378
Ta strona została uwierzytelniona.