— Sądź mnie jako egoistę obrzydliwego i jak ci się podoba, powiem ci szczerze, nie będę o ciebie spokojnym, dopóki ty do moich robót nie wejdziesz... obawiam się zawsze, byś do Werndorfa nie powrócił.
— Niestety! odparł Piętka, posuwając pionka, możesz zupełnie być bezpiecznym w tym zględzie. Werndorf jest z tego rodzaju ludzi, którzy powracających nie przyjmują, kto z nim rozstał raz, ten się rozbratał na wieki... Gdybym nawet chciał i był tak pokornym, ażeby starać się o to, rzecz jest nie możliwa.
Płocki popatrzał, nie dowierzając.
— Dla czegóż ci zawsze jeszcze na pamięci Werndorf i lękasz się go, jak upiora? zapytał Piętka, potrafiłeś zwyciężyć olbrzyma, który rzeczywiście stokroć był silniejszym od ciebie... Zdobyłeś wszystko, czegoś pragnął... nasycasz się tém, że cię opinija wynosi nad niego... czego ci potrzeba więcéj?
Spojrzał na Płockiego, którego zaciśnięte usta świadczyły o wewnętrznym gniewie.
— To wszystko prawda, stłumionym głosem odpowiedział Płocki, ale ten człowiek dowiódł mi swém postępowaniem tak upokarzającéj wzgardy, że mu jéj przebaczyć nie mogę... Usunął się, nie racząc nawet walczyć ze mną... Sądziłem, że się potrafię zbliżyć.
Ruszył ramionami Piętka.
— Szach Królowéj! zamilkli...
W tydzień po tém pół miasta zaproszone
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Roboty i prace.djvu/379
Ta strona została uwierzytelniona.