Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Roboty i prace.djvu/41

Ta strona została uwierzytelniona.

oczu i lornetek skierowanych było w górę na Viperellę...
Biédne dziewczę przezwano tym nazwiskiem... choć może na nie nie zasługiwało. Bez ojca i matki, dziecię sieroce ulicy, wychowanka jakiegoś teatrzyku wędrownego... jakim cudem dostała się do baletu i zyskała na nim sławę i brylanty, solowe role i tłumy adoratorów — tego nikt wytłumaczyć nie umiał. Wyrosła, jak kwiatek wśród gruzów, którego ziarenko wiatry przyniosły, słońce wychuchało, rosa wypoiła, wietrzyk wykołysał. — Bosa i głodna, bita i poniewiérana, doczekała się wieńców, oklasków, zbytku, uczt, snów szczęścia, marzeń miłości — i mogła nawet miéć już wcale pokaźnego męża, gdyby chciała... Ale małżeństwo przerażało ją jeszcze. Długi głód dzieciństwa i młodości jeszcze nie był nasycony... chciała być królową, nim by została niewolnicą.
I była nią.
Gdy Viperella odziana mgłą przezroczystą, lekka jak puszek, wyginając się, jak kwiatek na łodydze, występowała na scenę, podskakując na drobnych nóżętach, ukradzionych gdzieś z pańskiego domu, z rączkami wdzięcznie zaokrąglonemi nad główką, któréj dwoje czarnych oczu pioruny rzucało, — na salę wśród widzów padało milczenie osłupienia — wstrzymywano oddéch, oczy wlepiały się w nią, jakby czarem ciągnięte... szaleli dla niéj młodzi, rospaczali starzy, wielbili wszyscy... a chmura bukietów i wieńców zasypywała ją wkońcu.. Viperella nietylko piękność