Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Roboty i prace.djvu/47

Ta strona została uwierzytelniona.

— To człowiek! panie! takiego nam było potrzeba! Co za inteligencyja! jakie rzeczy pojęcie... Przedsiębierczy, śmiały! pełno projektów, ogromne piany... Zobaczycie, zakasuje on tu wszystkich! Kapitały ma, kredyt, zaufanie... miłość u ludzi, ochotę do pracy... o! o! z temi przymiotami wiele dobrego zrobić można...
Słyszałem go dziś na posiedzeniu piérwszém projektowanego banku przemysłowego... Słowo daję! osłupiałem! Takiego nam było potrzeba!!
— Ależ przecię hrabia Adam! — wtrącił ktoś...
Radca się skrzywił niesmacznie.
— Nie ujmuję! nie ujmuję! Mąż prawy, zasad pewnych, woli szlachetnéj — lecz nie ma pono téj rzutkości i tego bystrego oka, co książę...
— Mnie się coś tylko widzi — dodał z boku suchy referendarz w okularach — że nadto rzeczy razem przedsiębierze i zamierza... Widzę go wszędzie, słyszę o nim co chwila... Powinienby się skupić i ograniczyć...
— Proszę acana dobrodzieja — żywo chwytając za guzik od surduta referendarza, począł radca — nigdy swoją skalą ludzi znakomitych mierzyć się nie godzi! Dla innego człowieka, prawda, wyznaję, nie przeczę, tego, co ów zamierza i do czego się rzuca, byłoby zanadto... lecz czuje w sobie siły!! ho! ho!
— O kimże to mówicie? — spytał nadchodzący mecenas Piła, mężczyzna olbrzymiéj postawy, z bardzo małą głową, na któréj stérczał z wielkiemi skrzydłami kapelusz...