— O księciu Nestorze — zawołał radca...
— A! a! a! — rzekł mecenas pochylając głowę — to człowiek! o! to człowiek...
— Znasz go? — zapytał referendarz...
— Z widzenia i z reputacyi! — rzekł mecenas... a vox populi vox Dei...
— Cha! cha! roześmiał się za niemi świszczącym śmiéchem mały i suchy kolega mecenasa, rejent Szacki — cha! cha! Vox populi! Musi oddawna siedziéć w piekle, kto tę dykteryjkę wymyślił, wcale dla pana Boga nie pochlebną...
Odwrócili się wszyscy..
— Ale bo wstydzilibyście się stare androny powtarzać, — mówił daléj Szacki — niéma nic głupszego nad głos i opiniją ogółu. Prawdę widzi szczupłe gronko ciekawych, a tłum to zawsze trzoda baranów, panurga, która beczy in verba magistri!
Na tem się rozmowa skończyła. Wyścigi téż miały się ku końcowi, i słońce zniżało ku zachodowi. Nadzwyczaj dowcipny jakiś panicz wymyślił u nas zakończenie wyścigów, godne feodalnych wieków. Gdy panowie kończą poważne swe igrzyska i zasiądą ławy, ociérając pot z czoła... arena otwiéra się dla nieszczęśliwych pajaców, aby jaśnie wielmożnych zabawili karykaturą wyścigu... W zgrzebłych koszulach, boso oklep, na małych konikach, wśród śmiéchów pustych tysiąca świadków, ubogi ludek odegrywał komedyją!! Histoire de rire! Daje się za to Grzesiowi sto złotych, aby na pośmiewisko go wystawić w kontraście obok
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Roboty i prace.djvu/48
Ta strona została uwierzytelniona.