Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Roboty i prace.djvu/50

Ta strona została uwierzytelniona.

pływają zwolna ku miastu... Wyścigi powiodły się nadzwyczaj szczęśliwie, jeden tylko dżokéj nogę złamał, ale mu ją natychmiast opatrzono... Gorzéj, że Fanny wykopycona, a lord Palmerston bodaj ochwatu dostanie. — Hr. Ernest padł wprawdzie z koniem, przeskakując baryjerę, ale tylko głowę utrząsł mocno, a ludzie utrzymują, że takiéj, jak jego, głowie nic się złego stać nie może. Wszelka zmiana, jakiéj ulegnie, wyjdzie mu zawsze na lepsze...
Plac staje się coraz puściejszym; już i doróżki o kulawych koniach, obarczone na kozłach i napchane spektatorami zwolna opuszczają plac popisów... Na trybunie został tylko komitet, kilku dziennikarzów dopełniających notatki, i nieszczęśliwi zwyciężeni już nieco pocieszeni szampanem zaczerpniętym w bufecie.
Naprędce zbiéra czynny mały człowieczek papiéry swe, a twarz jego wyraża dumę ze spełnionego zwycięsko zadania, któremuby nikt inny podołać nie mógł. Spory toczą się jeszcze, o pół czy ćwierć końskiéj głowy... Wszyscy gorący udział w nich biorą.
Dziwna rzecz żaden z jeźdźców i z koni nie winien, każdemu jakiś fatalizm wyrwał pewne zwycięstwo. Wszędzie jest jakieś — gdyby.
Naostatek zabiéra się i komitet z trybuny, na ucztę z toastami wcześnie już zamówioną w najwykwintniejszéj restauracyi... Kosze szampana stoją zawczasu w lodzie, tourtlesoupe się dogotowuje, bordeaux ogrzéwa, i improwizacyje, mający