expromptu wygłosić przy kieliszkach, odczytują po cichu... raz ostatni.
Wytworny powozik księcia Nestora, kawalerska amerykanka, którą zwykł sam powozić, stoi już za trybuną... Pasza Secygniowski właśnie się koniom przypatruje i mówi o stajni Kedywa; jakże gościa tak ekscentrycznego nie prosić na obiad, którego może być ozdobą i pociechą... Gentlemany z Makolągwą na czele porywają go pod ręce i sadzają do powozu à la Daumont, w którym część komitetu ma się dostać do miasta...
Słońce w czerwonéj tonie łunie na niebiosach... co chwila puściéj na placu stratowanym, zbitym i zasypanym pamiątkami wyścigów. Lekki wiaterek wieczorny unosi arkusze papiéru stłuszczone, karmelkowe kartki i połamane krzesełka... opóźniona służba dopija resztki po panach... Grześ i Magda, konie prowadząc w rękach, idą zwolna, z uśmiéchami na twarzach rumianych... oddając panom to szyderstwo, którém ich przyjmowano.
Bokiem ludzie się przekradają z dżokejem o złamanéj nodze na noszach... Dwóch ludzi podpiłych stoi za szopą z papiérosami w ustach, oba zdają się należéć do jednego dworu, sądząc po kroju skromnéj, ale pańskiéj liberyi.
— Człek się zmęczył, że nie idzie daléj — odezwał się jeden, ociérając pot z czoła — a tu jeszcze bież na drugi koniec miasta...
Dokończył ruszeniem ramion...
— O! patrzaj! a jam myślał — zawołał dru-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Roboty i prace.djvu/51
Ta strona została uwierzytelniona.