lusz postawił na stole i padł na sofę, nie zważając na znajdujące się na niéj plany, które, przyciśnięte, zaszeleściały boleśnie. Uczuwszy je pod sobą, odrzucił z pewnym rodzajem lekceważenia, jakby już nie potrzebne — wsparł się na łokciu i pozostał tak długą chwilę w myślach zatopiony.
Twarz jego była młoda jeszcze, charakterystyczna, ale mocno niepiękna. Rysy jéj spojone z sobą jako tako, jakby przypadkowo się zbiegły. Składały typ zagadkowy, nie mówiący nic więcéj oprócz, że owo indywiduum obdarzone było siłą woli niepospolitą: na czole, w wejrzeniu bystrém, w ustach zaciśniętych i niemych, obleczonych jakby cieniem jakiéjś ironii tajonéj, czuć było wielką potęgę energii charakteru. Wejrzenie nie wyrażało nadzwyczajnéj inteligencyi, ani nazbyt rozwiniętego uczucia — usta nie wydawały temperamentu. Była to maska neutralna, zagadkowa, z któréj właściciel mógł zrobić, co chciał, — dająca się uczynić przymilającą, ostrą, szyderską, zimną naprzemiany, a będąca w stanie naturalnym pewnego rodzaju tabula rasa. Ktoby ją był teraz z boku postrzegał, gdy się nie wysilała i pozostawała kartą nie zapisaną — uczyniłaby na nim wrażenie przykre i niemal odrażające. Rysom brak było szlachetności i stylu. Knaus w którym ze swych charakterystycznych obrazków mógł ją posadzić między chłopami i mieszczanami, nadając jéj żądany wyraz, — lecz idealista odrzuciłby typ ten ze wstrętem. — Był gminny, pospolity i bez stanowczéj cechy, napiętnowany realizmem wstrę-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Roboty i prace.djvu/57
Ta strona została uwierzytelniona.