Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Roboty i prace.djvu/65

Ta strona została uwierzytelniona.

co, oszczędzał, usiłował opanować i przywiązać go do siebie, lecz do tego dojść jeszcze nie mógł.
W pięć minut surdut był zmieniony, rękawiczki nowe dobyte, kapelusz gotowy, i dyrektor zabiérał się wychodzić dla ofiarowania swych usług księciu Nestorowi. Piętka z pewnym rodzajem szyderskiego politowania patrzał na niego.
— Co to, kiedy się komu szczęści! — zawołał, — rachunki skończone, droga zdana i przyjęta, piéniądze w kieszeni — i tego samego dnia natychmiast nastręcza się opatrznościowo zręczność do zrobienia tak znakomitéj, tak obfitéj na przyszłość w następstwa i owoce... znajomości!
Płocki słuchał, ale go ironiczny ton męczył widocznie.
— Ten pomysł tobie winienem! — zawołał...
— Ale nic a nic! Sambyś nań trafił, dowiedziawszy się od Dawidowicza, że książę tu nocuje — nie roszczę praw do żadnéj, najmniejszéj wdzięczności.
— Chcesz go także może poznać? — spytał Płocki?
— Ja? a mnie to do czego? — ruszając ramionami, odparł Piętka...
— Przepraszam cię, stosunki w świecie są potężną dźwignią, nigdy nie można wiedziéć, na co się one przydadzą, a nigdy niémi gardzić nie należy.
— Zgoda — odparł Piętka — lecz dziś nie mam ochoty dworować, idź sam.
Płocki już był gotów.