ktyjer, bilard i numera dla gości!! Wieczorna pora dozwalała mu z rozpiętą kamizelką oddychać świéżém powietrzem. Pan Symforowicz jakkolwiek czuł godność swoją i umiał powagę utrzymać, znał się téż na ludziach i cenił tych zwłaszcza, którzy lepiéj od niego robili pieniądze. Talent ten w szczególném miał poszanowaniu, i dla tego na widok nadchodzącego dyrektora robót kolei, którego znał ubożuchnym, a teraz czuł i wiedział, że jest magnatem, zapiął pośpiesznie nietylko kamizelkę, ale surdut nawet, wyjął z ust cygaro i pospieszył na powitanie...
— Stoi tu książę Nestor? — zapytał Płocki.
— A gdzieżby stał? gdzieżby mógł stanąć — począł, rękawem ociérając usta, Symforowicz — stoi pod numerem piérwszym, na piętrze... służbie dałem numer siódmy... Pan go już zna?..
— Trochę — rzekł odniechcenia Płocki — ale... mam do niego interes...
— Interes? zawijając się żywo, począł gospodarz, jakby już chciał biedz — ja to panu ułatwię, żeby się pan nie fatygował...
Kamerdyner pije właśnie na dole herbatę... chwalił mój rum... wyrobię przez niego audyjencyją, bo to tam bez oznajmienia nie wchodzą.
— Prośże go, mój Symforowicz — odezwał się poufale, klepiąc go po ramieniu Płocki, ażeby mój bilet pokazał i prosił o słóweczko rozmowy...
Gospodarz porwał bilet i zniknął, tymczasem pan dyrekor znać namyślał się, jak się ma przedstawić księciu, i patrzał na swój strój i siebie,
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Roboty i prace.djvu/67
Ta strona została uwierzytelniona.